Jak przypomina "Gazeta Wyborcza", w 1998 r. Maciej U., wówczas 26-latek, uciekał przed policją na Wisłostradzie. Mundurowi gonili go, bo kilka chwil wcześniej wyczuli od kierowcy alkohol. Wówczas jednak U. siedział za kierownicą auta, które miało wyłączony silnik. Nie było podstaw do interwencji.
Pościg od początku był skazany na porażkę. U. jechał sportową alfą romeo, policjanci gonili go polonezami. Później zeznawali, że kierowca bawił się z nimi: raz zwalniał, raz przyspieszał. Miejscami jechał nawet 160 km na godz., przejeżdżał na czerwonym świetle.
Za skrzyżowaniem z ul. Ludną jeden z radiowozów wypadł z jezdni na łuku i wpadł na latarnię. Dwaj młodzi policjanci zginęli.
Prokuratura oskarżyła Macieja U. o przyczynienie się do tragedii. Uznała, że przed wypadkiem gwałtownie hamował, co zmusiło kierującego radiowozem policjanta, by odbić w prawo, przez co wpadł w poślizg i stracił panowanie nad autem. Ale zarzuty upadły w trakcie procesu sądowego. Nie było żadnego dowodu, że U. zahamował celowo, by zmusić policjanta do nagłego manewru. Maciej U. popełnił szereg wykroczeń, ale nie przestępstwo - uznał sąd pierwszej, jak i drugiej instancji. Wiosną ub.r. potwierdził to Sąd Najwyższy.
Dlatego U. wystąpił o odszkodowanie i zadośćuczynienie. W związku ze sprawą pościgu przesiedział w areszcie ponad dwa lata, dokładnie 788 dni.  Więcej>>>

Czytaj: Pirat drogowy walczy o ponad 2 mln odszkodowania>>

Ryszard Zahorski
  Dowody w rekonstrukcji wypadku drogowego>>>