Zdaniem członków tej organizacji gospodarczej ochrona rynku UE i europejskich konsumentów jest konieczna, ale oznaczenie „made in" nie będzie skuteczną bronią w walce z podróbkami i produktami niebezpiecznymi spoza UE.
Jak przypomina Konfederacja Lewiatan, Komisja Europejska przedstawiła pakiet dotyczący bezpieczeństwa produktów i nadzoru rynku. Składa się on z projektu rozporządzenia w sprawie bezpieczeństwa produktów konsumpcyjnych (COM 2013/0049) oraz projektu rozporządzenia w sprawie nadzoru rynku w odniesieniu do produktów (COM 2013/0048). Głównym celem pakietu jest „doprecyzowanie ram regulacyjnych dotyczących produktów konsumpcyjnych przy uwzględnieniu zmian prawnych z ostatnich lat".

Wskazanie kraju pochodzenia?
Najwięcej kontrowersji wśród przedsiębiorców i państw członkowskich wzbudził artykuł 7 projektu rozporządzenia w sprawie bezpieczeństwa produktów konsumpcyjnych, nakładający na producentów i importerów obowiązek wskazywania na produkcie państwa („made in"), z którego ten produkt pochodzi. W przypadku towarów, produkowanych w więcej niż jednym państwie, za miejsce pochodzenia uważa się kraj, w którym miała miejsce „ostatnia istotna, ekonomicznie uzasadniona obróbka lub przetworzenie" . Jeśli zgodnie z tymi kryteriami towar pochodzi z jednego z państw członkowskich, to producenci i importerzy mogą wybrać, czy oznaczą produkt krajem pochodzenia czy ograniczą się do wskazania, że produkt został wyprodukowany w Unii Europejskiej.
- Konfederacja Lewiatan z rezerwą odnosi się do propozycji Komisji Europejskiej. Zanim Polska ugruntuje swoją markę na rynku europejskimi i światowym, kluczowe jest pozostawienie polskim przedsiębiorcom, chcącym sprzedawać swoje produkty za granicą, dowolności w decydowaniu o wskazaniu pochodzenia produktu (państwo członkowskie/UE) lub nie oznaczaniu go miejscem pochodzenia. Polskie produkty nadal nie cieszą się w niektórych państwach UE wystarczająco dobrą opinią. Umieszczenie oznaczenia „made in Poland" może utrudnić naszym produktom dotarcie do konsumentów, z tych państw- mówi Magdalena Piech, ekspert Konfederacji Lewiatan.
Jej zdaniem fakt, że artykuł 7 pozostawia producentom towarów unijnych możliwość stosowania ogólnego oznaczenia „made in UE" tego problemu nie rozwiązuje, bo można się spodziewać, że produkty z takim symbolem będą uznawane przez konsumentów za gorsze, niż te oznaczone cieszącym się renomą krajem pochodzenia, np. Francji czy Niemiec- wyjaśnia ekspert. - Może to doprowadzić do zdewaluowania symbolu „made in UE". Polscy producenci powinni mieć możliwość decydowania o tym, czy ze względu specyfikę branży, odbiór polskich produktów w danym państwie i oczekiwania partnerów handlowych bardziej korzystne jest zastosowanie oznaczenia „made in" czy nie - mówi.

Bezpieczeństwo już zapewnione
Konfederacja Lewiatan zwraca też uwagę na fakt, że kwestie bezpieczeństwa towarów (standardów, oznaczania produktów, dokumentacji i śledzenia produktów w łańcuch dostaw) regulowane są w szeregu sektorowych aktów harmonizujących, np. dotyczących kosmetyków, zabawek czy urządzeń elektrycznych. - Zapewniają one wysoki poziom bezpieczeństwa produktów, gwarantując konsumentom i organom kontrolnym informację o tym, kto odpowiada za produkt. Umożliwiają one również kontrolę ich zgodności z przepisami oraz wycofanie z rynku produktów niebezpiecznych. W odniesieniu do tych sektorów wprowadzenie obowiązku oznaczania produktów krajem pochodzenia będzie dodatkowym, nieuzasadnionym względami bezpieczeństwa wymogiem- podkreśla ekspert. Dlatego, zdaniem Konfederacji Lewiatan, w razie poparcia przez instytucje oznaczenia "made in", konieczne jest wprowadzenie wyłączenia dla sektorów, wobec których przepisy szczególne regulują kwestie oznaczenia produktów. Bardzo ważne będzie też zapewnienie wystarczająco długiego okresu na dostosowanie się producentów do nowych ram prawnych. W przeciwnym razie spowoduje to straty związane z koniecznością wycofania z rynku towarów niezgodnych z artykułem 7 oraz koszty zmiany szaty graficznej i etykiet produktów - czytamy w opinii Lewiatana.

Klient niewiele zyska

W toczącej się debacie jako argument za „made in" podaje się często poprawę bezpieczeństwa konsumentów i zapewnienie im prawa do informacji. W ocenie Konfederacji Lewiatan osiągnięcie tych celów dzięki oznaczeniu „made in" jest wątpliwe. Informacja na temat kraju, w którym produkt został wyprodukowany, nie daje konsumentowi rzetelnej wiedzy na temat jakości produktu lub standardów stosowanych w produkcji. - Jakość i bezpieczeństwo produktu zależy bowiem od konkretnego producenta (podmiotów, którym zleca wykonanie produktu) i przepisów, jakim podlega wprowadzając towar do obrotu, a nie od lokalizacji samego zakładu produkcji. Co więcej, umieszczanie na produktach oznaczenia „made in" może wprowadzać konsumentów w błąd. - Trudno oczekiwać, że nawet ostrożny i rozważny konsument będzie znał kryterium „ostatniej istotnej, ekonomicznie uzasadnionej obróbki lub przetworzenia", według których miejsce pochodzenia produktu jest ustalane- podkreśla Magdalena Piech. - Konsument nie znający tego kryterium widząc na produkcie np. oznaczenie „made in Germany" będzie zakładał, że produkt został wyprodukowany w całości w kraju podanym na etykiecie. Tymczasem, w Niemczech dokonane zostanie jedynie ostatnie przetworzenie - dodaje ekspertka Konfederacji Lewiatan.