W marcu tego roku krakowski sąd okręgowy oddalił pozew Sadlika. Sąd uznał wtedy m.in., że nie ma podstaw do unieważnienia, ponieważ kredytobiorca zaakceptował warunki umowy i potwierdził podpisem ostrzeżenie o możliwości zmiany kursu waluty.

Jak poinformował w poniedziałek sędzia Robert Jurga, sąd apelacyjny analizując postępowanie sądu pierwszej instancji generalnie podzielił jego argumentację przedstawioną w pisemnym uzasadnieniu, poza drobnymi kwestiami, które jednak nie rzutowały na trafność orzeczenia.

„Sąd apelacyjny wyraźnie stwierdza, że zarzuty pod adresem decyzji sądu okręgowego uważa w całości za bezzasadne, a część zarzutów zawartych w pisemnej apelacji stanowiła bardziej polemikę z jego orzeczeniem” - zaznaczył sędzia. Według niego w apelacji nie przedstawiono żadnych argumentów, pozwalających na uchylenie i przekazanie do ponownego rozpoznania wyroku sądu pierwszej instancji, czego domagał się Sadlik.

SA utrzymał ocenę, że zapisy umowy kredytowej zawartej przez Sadlika były zgodne z zasadami prawa obowiązującym w dniu jej podpisania. Umowa ta – dodał sąd – pozwalała na modyfikacje w trakcie jej obowiązywania np., poprzez zmianę waluty kredytu, czy samodzielne spłacanie rat we frankach, ale kredytobiorca nie wykazał inicjatywy w tym kierunku. Apelacja podtrzymała też ocenę, że nie doszło do naruszenia zasad współżycia społecznego przez bank.

„W ocenie sądu apelacyjnego powód posiadał wystarczającą wiedzę o ryzyku kredytowym, został o tym ryzyku poinformowany” - zaznaczył sędzia. Sąd obciążył powoda kosztami apelacji w wysokości 5,4 tys. zł.

Autor pozwu Tomasz Sadlik we wrześniu 2007 r. wraz z ówczesną żoną wziął w Raiffeisen Bank Polska kredyt mieszkaniowy na kwotę ponad 290 tys. franków szwajcarskich z przeznaczeniem na zakup nieruchomości w Krakowie. Spłata kredytu miała się zakończyć w czerwcu 2037 r. Jak podał Sadlik, pracownik banku zapewniał go, iż wzięcie kredytu jest bezpieczne, bowiem bank posiada wystarczające zabezpieczenia na wypadek braku możliwości spłaty kredytu przez kredytobiorców.

Dowiedz się więcej z książki
Prawo bankowe i inne akty prawne. Przepisy
  • rzetelna i aktualna wiedza
  • darmowa wysyłka od 50 zł

 

Tymczasem w styczniu 2013 r. bank rozwiązał umowę kredytu mieszkaniowego informując, że prowadzić będzie egzekucję z nieruchomości obciążonej hipotekami, a ponadto z innych źródeł majątku kredytobiorców, w tym wynagrodzenia za pracę jednego z małżonków. Wynikało to z faktu, iż wartość kredytowanej nieruchomości jest mniejsza niż wysokość zadłużenia wobec banku.

Zdaniem powoda, zawarta umowa kredytu winna zostać uznana za nieważną w całości, bo gdyby kredytobiorcy nie pozostawali w błędzie co do istotnych elementów umowy, w ogóle nie doszłoby do jej zawarcia. Jak podkreślił, chociaż podpisał z ówczesną żoną oświadczenie o świadomości ryzyka walutowego, to jednak klauzule te były bardzo ogólne i nie wskazywały, na czym to ryzyko miałyby polegać, a takiej informacji kredytobiorcy nie otrzymali od pracownika banku. Do podpisania klauzul doszło też bez zaznajomienia się z nimi, w sytuacji stresu i pośpiechu.

Sadlik, który jest inicjatorem powstania Stowarzyszenia na Rzecz Obrony Praw Konsumenta i Obywatela "Pro Futuris" powiedział PAP po ogłoszeniu wyroku, że zamierza złożyć skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, a jeśli będzie potrzeba do trybunału w Strasburgu. „Z mojego punktu widzenia sąd nie uwzględnił wszystkich dowodów, m.in. twierdzeń na piśmie pracownicy banku, w których zapewnia, że przez 30 lat będę płacił mniej. Gdyby nie było tego elementu, to z całą pewnością nie zdecydowałbym się na taki kredyt” - ocenił. (PAP)