Apelację od wydanego w marcu wyroku Sądu Rejonowego ws. Adama J., drukarza, który z powodu przekonań odmówił wydrukowania plakatów fundacji LGBT, złożyli: pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego, prokuratura i obrońca.

"Wyrok sądu odwoławczego nie ma zabarwienia ideologicznego. Sąd nie wypowiada się ani za, ani przeciw orientacji grup LGBT albo pana obwinionego. Jest wyrazem tego, że zasada równości wobec prawa jest nadrzędna" - podkreślił w uzasadnieniu sędzia Grzegorz Gała.

Sędzia zaznaczył, że niezależnie od tego, czy sprawa dotyczyłaby - jak w tym przypadku - odmowy wydrukowania roll-upu dla ogranizacji LGBT, czy plakatów promocyjnych dla ruchów obrony życia, to należy ocenić ją dokładnie tak samo - w kategoriach błędnego pojmowania wolności sumienia.

Prokurator i obrońca próbowali wykazać m.in., że dokonana przez sąd niższej instancji wykładnia jest wadliwa i że nie ustalono faktycznie, czy między Fundacją LGBT Business Forum a spółką cywilną Media.Lab doszło do zawarcia umowy. Powoływali się również na wynikającą z Kodeksu cywilnego zasadę zwobody umów, przewidującą uprawnienie do wyboru strony umowy.

Według sędziego, obwiniony nie miał prawa do reprezentowania drukarni (nie był jej właścicielem - PAP), zatem zasada swobody umów nie pozwalała mu na ingerencję w treść stosunku prawnego z innym podmiotem. Sąd nie miał też wątpliwości, że między pracownikiem drukarni i wolontariuszką organizacji LGBT doszło do zawarcia umowy - stało się to za pośrednictwem strony internetowej drukarni, na której znajdują się m.in. napisy "zamów teraz, dostawa gratis".

"To jasne, że cenniki i materiały reklamowe nie są uznawane za ofertę, a za zaproszenie do podjęcia negocjacji. Ale tu wątpliwości nie ma, ceny podane w cenniku nie podlegają negocjacji. Należy traktować wprost publiczne zaproszenie do zawarcia umowy jako ofertę, bo są wymiary i ceny za poszczególne bannery" - dodał sędzia.

Sędzia Gała przypomniał dwa inne orzeczenia z art. 138 Kodeksu wykroczeń, jakie ostatnio zapadły w polskich sądach - w jego opinii, wskazują one kierunek interpretacji tego przepisu. Dotyczyły one sprzedawcy w sklepie z butami, który odmówił obsłużenia kobiety na wózku inwalidzkim oraz sprzedawcy ze sklepu z używaną odzieżą, który wyprosił kobietę z dzieckiem w wózku.

"Przecież tam nie doszło do żadnej umowy, z czego zatem sądy wywodzą obowiązek świadczenia? Z tego, że do sklepu z butami czy drukarni ma prawo wejść każdy i złożyć zamówienie i liczyć się z równym traktowaniem, bez względu na to, jak wygląda, jaką ma orientację i kogo reprezentuje? Granice wyznacza tu prawo" - zaznaczył.

Zdaniem sędziego, odmowę wykonania świadczenia można uznać za usprawiedliwoną, jeśli treść zamówionego plakatu miałaby obrażać prawo czy naruszać dobre obyczaje. "Nie w sytuacji, kiedy zależy to od indywidualnych poglądów osoby, która jest pracownikiem drukarni" - zaznaczył.

Jak dodał, wątpliwości rozwiałaby adnotacja na stronie drukarni, mówiąca, że zastrzega sobie prawo do odmowy wykonania bannera ze względu na jego treść. Dopuszczalna - zdaniem sądu - byłaby też sytuacja, w której pracownik drukarni zastrzegłby u swojego szefa, że nie może wykonać zlecenia, bo kłóci się to z jego poglądami. Wówczas decyzję podjąłby właściciel, który jest to tego uprawniony.

Odpowiadając na zawarte w mowie prokuratora stwierdzenie, że odmowa wykonania świadczenia usprawiedliwona była przekonaniami religijnymi pracownika drukarni, sędzia przytoczył słowa Chrystusa "Oddajcie Bogu, co boskie, a cesarzowi, co cesarskie".

"To teza każąca oddzielić porządek moralny, wewnętrzny człowieka od porządku zewnętrznego, regulowanego przez państwo" - podkreślił.

Sędzia jako wzorce postępowania wskazał także Jana Pawła II, odwiedzającego w więzieniu zamachowca, który próbował go zabić, oraz papieża Franciszka, który miał powiedzieć o homoseksualistach "kim ja jestem, aby ich osądzać?".

Sąd zwrócił uwagę na niekonsekwencję związaną z wcześniejszą działalnością drukarni i religijnymi zasadami jej pracownika - na stronie tej firmy można zobaczyć drukowane w niej wcześniej plakaty ze zdjęciami "młodych kobiet w bardzo skromnych strojach kąpielowych".

"Ta sprawa ma nas wszystkich czegoś nauczyć i załagodzić konflikt. Skłonić do refleksji i do tego, byśmy nie starali się patrzeć na innych przez pryzmat wyznawanych przez siebie wartości, bo nie mamy żadnej gwarancji, że nasze są dobre, a czyjeś są złe" - podkreślił sąd.

Pierwszy wyrok (nakazowy) w sprawie zapadł w czerwcu ub. roku. Sąd uznał wówczas m.in., że kto "umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny" i nakazał pracownikowi zapłacić 200 zł na rzecz Skarbu Państwa. W wyniku sprzeciwu obwinionego, wyrok został uchylony i proces w listopadzie ruszył od nowa.

W marcu Sąd Rejonowy dla Łodzi-Widzewa ponownie uznał Adama J. za winnego "czynu wyczerpującego dyspozycje art. 138 Kodeksu wykroczeń" i odstąpił od wymierzenia kary.

Piątkowy wyrok jest prawomocny, nie podlega zaskarżeniu w toku instancji. Jak zaznaczył sędzia, wyrok może podlegać kasacji przez Sąd Najwyższy, ale ponieważ postępowanie dotyczyło wykroczenia, mogą o nią wnioskować jedynie Prokurator Generalny lub Rzecznik Praw Obywatelskich.

Reprezentujący Fundację LGBT Paweł Knut był zadowolony z tego, że sprawa nie została zlekceważona i sąd rozpatrzył ją na tyle szybko, że nie zdążyła się przedawnić. Wyraził nadzieję, że prawomocny wyrok wpłynie na przyszłe orzecznictwo.

Obrońca Adama J. Bartosz Lewandowski z Instytutu Ordo Iuris zapowiedział, że będzie apelować do Prokuratora Generalnego o wniesienie kasacji orzeczenia.

"Uważamy je za rażąco sprzeczne z porządkiem prawnym. Nie może być takiej sytuacji, że ktokolwiek jest zobowiązany przez drugą osobę do czynienia tego, z czym się fundamentalnie nie zgadza i żeby traktować przedsiębiorców w polskim systemie prawnym jako niewolników. Niezrozumiałe są dla mnie też odniesienia sądu do kwestii ideologicznych i dotyczących konfliktów wartości" - podkreślił. (PAP)

Agnieszka Grzelak-Michałowska

agm/ karo/