Jego zdaniem jest oczywiste, że to ile spraw „wpuścimy” do sądów, ma bezpośredni wpływ na sprawność ich działania. - Konieczna jest tu harmonia z konstytucją, z wymaganiami konwencji międzynarodowych, ale pozostaje także wiele do zrobienia. Te dwa czynniki, czyli wielkość i wartkość strumienia spraw wpływających do sądów oraz potencjał wymiaru sprawiedliwości muszą się jakoś bilansować. W przeciwnym razie bez końca będziemy mówić o niewydolności i przewlekłości - mówi sędzia Gudowski.

Czytaj: Radcowie: rejestry z sądów mogą trafić do urzędów>>

Podkreśla jednak, że patrząc na wielki obecnie napływ spraw do sądów trzeba rozumieć genezę tego zjawiska. - Warto pamiętać o kontekście prac po przełomie 1989 roku nad ustrojem wymiaru sprawiedliwości, a także o tym, jak silnie odczuwalna była wtedy potrzeba nadania sądom niezależności i jak wielkie było zapotrzebowanie na szerokie otwarcie drogi sądowej. To było pragnienie odejścia od rzeczywistości poprzedniego ustroju, w którym droga sądowa była redukowana do minimum, a sprawy trafiały – jeżeli w ogóle gdzieś trafiały – do przeróżnych organów pozasądowych i komisji, które jako żywo przypomina obecna komisja do spraw reprywatyzacji nieruchomości w Warszawie. Gdy więc nastała demokracja i rządy prawa, stało się jasne, że każdy spór będzie miał swój koniec w sądzie - wspomina sędzia.
I dodaje, że możliwość odwołania się od różnych decyzji do niezawisłego sądu uznano wtedy za dobrą formę zabezpieczenia praw obywatelskich. - I tego nie można zanegować, mam więc nadzieję, że do tego nie dojdzie. W dobrym ustroju, w dobrej demokracji ostatnie słowo w sprawach spornych oraz osądu czynów zabronionych powinno należeć do sądu. I nie trzeba dodawać „niezawisłego”, bo to jest publicystyczna tautologia. Jeśli mówimy sąd, to mamy na myśli sąd niezawisły, bo taki on jest z natury. Jeżeli jest zawisły, nie jest sądem - mówi Jacek Gudowski.
Sędzia przyznaje, że w efekcie tych decyzji rzeczywiście doszło do nieprzewidzianego i także niespodziewanego rozrostu liczby spraw, którymi muszą zajmować się sądy. I dodaje, że zarazem nastąpiło to przy konstytucyjnym spętaniu zasadą dwuinstancyjności, co w sumie doprowadziło do sytuacji, którą teraz bardzo trudno jest opanować.



Właśnie w pewnym modyfikowaniu zasady dwuinstancyjności sędzia Gudowski widzi szanse na usprawnienie postępowań. Absolutnie nie bierze pod uwagę rezygnacji z konstytucyjnej zasady dwuinstancyjności, ale jest za bardziej elastycznym jej traktowaniem. - W wielu państwach zasada dwuinstancyjności nie jest traktowana tak rygorystycznie. Także konwencje międzynarodowe nie traktują dwuinstancyjności postępowania cywilnego jako dogmatu, jako zasady bezwzględnej. Dość powszechnie obowiązuje zasada, że im drobniejsza sprawa, tym mniejsze zaangażowanie sądów i mniejsza liczba instancji. W Polsce przed wojną dwuinstancyjność nie była zasadą konstytucyjną, jednak przyjmowano ją jako jedną z podstawowych zasad działania wymiaru sprawiedliwości i hołdowano jej w obu kodeksach – postępowania cywilnego i postępowania karnego. Było kilka wyjątków, które dwuinstancyjność odejmowały. W Kodeksie postępowania cywilnego obowiązywał przepis przewidujący, że w sprawach, w których wartość przedmiotu zaskarżenia nie przewyższa stu złotych, apelacja nie przysługuje, chyba że doszło do nieważności postępowania. Podobny przepis był w postępowaniu przed sądami pracy. To były całkiem sensowne rozwiązania. Jeżeli konstytucja przewidywałaby wyjątki od zasady dwuinstancyjności, dałoby się w ustawie sformułować jakąś elastyczną, rozsądną formułę - uważa sędzia Jacek Gudowski.

Czytaj także: Sędzia Gudowski: planowanie procesu to dobra rzecz, ale trudna w realizacji>>

Jego zdaniem jednym ze sposobów na zawalenie sądów ogromną liczbą spraw do rozpoznania byłoby rozwijanie różnego typu instytucji, do których takie spory mogłyby by trafiać zanim trafią do sądu. Ale podkreśla, że należałoby to robić z dużą ostrożnością, żeby nie doprowadzić przeniesienia jurysdykcji do organów pozasądowych o niejasnych kompetencjach.


Artykuł jest fragmentem jednego z rozdziałów wydanej właśnie książki pt. „Państwo prawa to niezależne sądy”, na którą składa się seria rozmów Krzysztofa Sobczaka z sędzią SN Jackiem Gudowskim.