Wydawca tygodnika "Do rzeczy", główny udziałowiec i prezes Platformy Mediowej Point Group S.A zaskarżył do sądu Tomasza Lisa, który napisał na blogu: "Nie okazała się też decydująca kwestia kapitału stojącego za tygodnikami niepokornych. Z jednej strony kapitał wySkokowy, z drugiej cinkciarski...". Michałowi Lisieckiemu nie spodobało się wyrażenie "cinkciarski". Uznał je za naruszające jego dobra osobiste, a spółkę na utratę renomy ( art. 23 i 24 kc).

Usprawiedliwiona krytyka
Zażądał przeproszenia na stronie internetowej "Na temat", gdzie ukazał się artykuł Lisa oraz zadośćuczynienia w wysokości 19 tys. zł. 
Sąd Okręgowy w Warszawie 30 maja 2014 r. oddalił powództwo Michała Lisieckiego. Sąd uznał, że artykuł miał charakter satyryczny, świadczył o tym choćby tytuł "Niepokornych walentynkowo ściskam". Wobec tego mieścił się w granicach dopuszczalnej krytyki, choć istotnie "cinkciarz" jest słowem obraźliwym, określającym osobę zajmująca się podejrzanymi interesami ( nielegalnym interesem).

SA: dobra osobiste były naruszone
Apelację od tego wyroku złożył powód . Sąd Apelacyjny w Warszawie 11 września 2015 r. zmienił wyrok i nakazał Tomaszowi Lisowi przeproszenie wydawcy i zawieszenie przy tekście na blogu informacji o przeprosinach.
Sąd II instancji orzekł, że dobra osobiste powoda były naruszone, podobnie jak i renoma spółki. Nie ma usprawiedliwienia dla używania obraźliwego określenia "cinkciarz".
Skargę kasacyjną złożył pozwany. Powołał się m. in na art. 41 prawa prasowego. Według tego przepisu w drodze analogii ochronie prawnej podlegają teksty satyryczne. Ponadto powołano art. 10 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, który mówi, że "każdy ma prawo do wolności wyrażania opinii. Prawo to obejmuje wolność posiadania poglądów oraz otrzymywania i przekazywania informacji i idei bez ingerencji władz publicznych i bez względu na granice państwowe."

Zabrakło kontekstu historycznego
Sąd Najwyższy 20 stycznia 2017 r. uznał skargę kasacyjną za zasadną. Dwa zarzuty okazały się słuszne - powiedział sędzia sprawozdawca Karol Weitz. Pierwszy z nich; sąd nie wykazał, że użycie słowa "cinkciarz" jest obraźliwe.
- Sąd Apelacyjny w Warszawie arbitralnie przyjął, że "cikciarz" narusza dobre imię wydawcy. Tymczasem tak nazywano sprzedawcę walut w PRL, w czasie państwa socjalistycznego, które miało monopol na wymianę dewiz. Sąd II instancji nie wziął pod uwagę kontekstu historycznego. Po 1989 r. wymiana walut stała się legalna, a słowo "cikciarz" nabrało innego znaczenia, jedna ze spółek używa tego określenia w firmie - podkreślił sędzia Weitz.
Drugi zarzut w postaci satyrycznego charakteru artykułu również okazał się trafny. Sąd Apelacyjny nie dość wnikliwie przeanalizował zwolnienie od odpowiedzialności autorów takich tekstów - dodał SN.

Sygnatura akt I CSK 99/16, wyrok z 20 stycznia 2017 r.
 

Postępowanie cywilne. Kazusy
Małgorzata Manowska
  • rzetelna i aktualna wiedza
  • darmowa wysyłka od 50 zł