Rozmowa z dr hab. Anną Tischner z Uniwersytetu Jagiellońskiego

Krzysztof Sobczak: Otrzymała pani nagrodę miesięcznika Państwo i Prawo za pracę „Kumulatywna ochrona wzornictwa przemysłowego w prawie własności intelektualnej”. Jest w tej dziedzinie jakiś problem wymagający analiz, a może też zmian?
Anna Tischner:
Jako przedmiot analizy wybrałam dziedzinę wzornictwa przemysłowego, ostatnio częściej nazywanego designem, widząc wielką złożoność tego zjawiska, które współcześnie przenika właściwie każdą sferę naszego życia. Od przemysłu i handlu, aż po zaspokajanie potrzeb utylitarnych i estetycznych. A szczególnie zainteresował mnie problem swego rodzaju rozrostu, a nawet przerostu dostępnych form ochrony w tej dziedzinie. I moja analiza, dokonana dla potrzeb pracy habilitacyjnej potwierdziła, że w prawie własności intelektualnej można zauważyć szczególne nasilenie nakładania się różnych form ochrony.

Czytaj: Państwo i Prawo nagradza prace habilitacyjne i doktorskie>>

Różne dziedziny prawa mogą tu mieć zastosowanie?
Tak, design nadaje się do ochrony właściwie we wszystkich reżimach własności intelektualnej, od prawa patentowego, przez prawo autorskie, prawo znaków towarowych, prawo nieuczciwej konkurencji, nie zapominając o szczególnej formie ochrony zaprojektowanej dla designu – tj. prawie do wzoru przemysłowego. W tych wszystkich dziedzinach prawa można chronić rezultaty pracy projektantów wzornictwa, co powoduje szereg reperkusji. A przede wszystkim pojawia się problem natury teoretycznej, czy jest właściwe, by jeden wytwór intelektualny, jedna kreacja intelektu, przyciągała tak wiele form ochrony równocześnie i czy jest to systemowo pożądane. Czy jednak system prawa nie powinien przewidywać pewnych narzędzi "kanalizujących" przedmiot ochrony do jednego najbardziej predystynowanego reżimu.

Czy to możliwe?
Niestety, w prawie własności intelektualnej nie udało się takiego porządku zaprowadzić. Wręcz przeciwnie, w myśl paremii in dubio pro concurrentiam, zasadą jest kumulacja różnych podstaw ochrony. Na zjawisko to w prawie prywatnym przed laty zwróciła moją uwagę w jednej ze swoich publikacji poświęconej zbiegowi norm prof. Ewa Łętowska, która jest dla mnie ważnym autorytetem.

Prof. Łętowska nie jest kojarzona z prawem własności intelektualnej.
Rzeczywiście nie jest, ale problem prawa własności intelektualnej, o którym napisałam w swojej pracy habilitacyjnej, jest problemem natury cywilistycznej, który w prawie własności intelektualnej nabiera szczególnych barw. Bo prawo własności intelektualnej – dziedzina szczegółowa prawa prywatnego -jest bardzo głęboko zakorzenione w instytucjach prawa cywilnego. I właśnie wspomniana praca prof. Łętowskiej, którą czytałam jeszcze jako studentka i wczesna doktorantka, bardzo naznaczyła mój sposób myślenia o prawie własności intelektualnej. Zjawisko zbiegu podstaw ochrony własności intelektualnej ma jednak wyjątkowe cechy i rodzi szczególne następstwa, których w prawie cywilnym zauważyć nie można. Jego skutkiem jest wielowarstwowa ochrona jednej kreacji intelektualnej.

Co z tego wynika dla praktyki w tej dziedzinie?
Skutki tego nakładania się różnych form ochrony są wielopłaszczyznowe. Są widoczne przy wyznaczaniu podmiotu, który może dochodzić ochrony, bo jeżeli mamy kilka reżimów, to tych uprawnionych też może być wielu, co często skutkuje kolizjami praw i utrudnia konstruowanie bezpiecznych umów. Ale także na płaszczyźnie treści ochrony, która jest również rozmaicie regulowana w tych zbiegających się reżimach. Co ciekawe, działania dozwolone w jednym reżimie, w innym mogą być niezgodne z prawem. A to rodzi wiele problemów natury prawnej.

W takiej sytuacji niełatwo o poczucie bezpieczeństwa.

To prawda. Żywioł kumulacji w prawie własności intelektualnej skutkuje brakiem pewności co do zakresu sfery wolnej i sfery objętej wyłącznością, a to ma ogromne znaczenie dla innych uczestników obrotu (konkurentów czy użytkowników dóbr intelektualnych). Powoływanie się po upływie okresu ochrony o charakterze formalnym (np. prawem z rejestracji wzoru przemysłowego) na ochronę w innej formie (np. ochronę prawnautorską, która powstaje automatycznie bez obowiązków rejestracyjnych i trwa przez całe życie twórcy i jeszcze 70 lat po jego śmierci) może podważać podstawową zasadę systemu ochrony własności intelektualnej, iż po upływie ochrony wytwór intelektualny staje się elementem domeny publicznej. Kolejną płaszczyzną, na której widoczne są skutki tego nakładania się różnych form ochrony względem jednego wytworu intelektualnego jest sfera roszczeń, dochodzenia ochrony. W procesach o naruszenie można podnosić różne katalogi roszczeń wywodzonych z różnych podstaw ochrony, co może prowadzić do nadmiaru ochrony. Jak stwierdziła w przywoływanej już publikacji prof. Ewa Łętowska, zbieg podstaw ochrony, naturalny w prawie prywatnym, nie może prowadzić do wielokrotnego zaspokojenia tego samego interesu czy celu gospodarczego, w myśl reguły ne bis in idem.
 
Jest jakieś wyjście z tej potencjalnie niekorzystnej sytuacji?
Trzeba szukać narzędzi równoważących, z interwencją prawodawcy w przypadkach beznadziejnych włącznie. Ja w swojej pracy proponuję rozmaite rozwiązania prowadzące w tym kierunku. Jednak kończy ją konkluzja niezbyt optymistyczna. Jest to przede wszystkim diagnoza, że prawo własności intelektualnej rozwija się w sposób bardzo dynamiczny, częściowo niekontrolowany i podmioty, które chcą się bezpiecznie poruszać w tej dziedzinie, czy to użytkownicy, czy uczestnicy wymiaru sprawiedliwości, nie będą miały łatwego życia w najbliższych latach. A przede wszystkim muszą rozumieć istotę ochrony w poszczególnych reżimach i szukać rozwiązań, które pozwolą zachować równowagę. A to dlatego, że nadmiar ochrony nie sprzyja tej równowadze i nie jest zjawiskiem korzystnym również z punktu widzenia istoty i celu ochrony własności intelektualnej.

Za pracę habilitacyjną, o której tu mówimy, otrzymała pani w tym roku nagrodę miesięcznika Państwo i Prawo. Ale odbierając ją powiedziała pani, że to wyróżnienie pojawiło się akurat w momencie pewnego zwątpienia co do sensu prowadzenia działalności naukowej. To, o czym pani mówi brzmi interesująco, skąd więc to zwątpienie?
Rzeczywiście, informację o nagrodzie otrzymałam w momencie nagromadzenia wątpliwości osobistych co do mojej przydatności dla nauki prawa oraz bardziej ogólnych, co do tego, czy rzetelna, obiektywna refleksja w tej dziedzinie ma jeszcze współcześnie sens i wartość. Myślę, że ta nagroda, w środowisku prawniczym postrzegana jako szczególne wyróżnienie, pomoże przywrócić mi wiarę w sens dalszej pracy naukowej i aktywności akademickiej.

Ale w dziedzinie, którą pani się zajmuje, jest chyba co robić?
To prawda, w związku z bardzo dynamicznymi zmianami technologicznymi i kulturowymi wywołanymi rewolucją internetową w najbliższych latach w dziedzinie ochrony własności intelektualnej będzie się czym zajmować, a nawet mam obawy, że będzie zbyt wiele rzeczy, którymi trzeba będzie pilnie się zająć. Jest to dziedzina rozwijająca się szczególnie szybko, prawo nie nadąża za postępem technologicznym i sądzę, że naukowcy mają w niej szczególną rolę do spełnienia. Nie tylko w przybliżaniu zasad tej ochrony, ale też w ostrzeganiu przed zjawiskami, które mogą doprowadzić do rozchwiania i niewydolności tego systemu ochrony. Systemu, który powinien służyć pewnym wartościom, a nie być tylko wykorzystywany do partykularnych celów.
A fakt, że tak zacne grono, z którego wywodzą się moi mistrzowie i które od 53 lat nagradza najlepsze prace habilitacyjne i doktorskie, doceniło moją pracę, na pewno jest mocnym argumentem przeciwko moim wątpliwościom. Warto podkreślić również szczególną rolę w organizacji konkursu wydawnictwa Wolters Kluwer Polska - wydawcy Państwa i Prawa oraz licznych prac naukowych, również w dziedzinie prawa własności intelektualnej, które fundując nagrody, zgrabnie łączy dwie okoliczności, które nie zawsze w Polsce chodzą w parze, czyli honor i honorarium.

Anna Tischner
 Odpowiedzialność majątkowa za naruszenie prawa do znaku towarowego>>