Rafał Bujalski: Niedawno ukazał się kolejny wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE dotyczący kredytów walutowych. Chociaż tło orzeczenia było zagraniczne, to wydaje się ono mieć znaczenie dla Polski, o czym świadczyć może choćby udział w sprawie przedstawiciela naszego rządu...

Dr Waldemar Gontarski: To prawda. Trybunał Sprawiedliwości 20 września ogłosił wyrok prejudycjalny w sprawie C-186/16 Andriciuc i inni, na wniosek sądu z Rumunii.

Wyrok, co nieczęsto się zdarza, odbiega od wcześniejszej opinii Rzecznika Generalnego. Na czym polegała rozbieżność?

Mówiąc najogólniej, rozbieżność dotyczy odpowiedzi na pytanie, czy ryzykiem walutowym obciążony ma zostać bank czy kredytobiorca. A konkretnie, czy bank przed zawarciem umowy o kredyt musi przedstawić ewentualne wahania kursów wymiany i ryzyko wiążące się z zaciągnięciem kredytu w walucie obcej. Rzecznik na takie pytanie odpowiada: Nie. Trybunał: Tak.

Inna rzecz, że nie jest to pierwszy wyrok TSUE dotyczący kredytów walutowych, w którym Trybunał odrzuca stosowaną przecz rzecznika probankową wykładnię, obcą prawu unijnemu, która to wykładnia przytrafia się też polskiemu Sądowi Najwyższemu, o czym wspominaliśmy w poprzednich wywiadach (zob. np. "Kredyty we frankach: prawo UE stoi po stronie kredytobiorców"). Rzecznicy generalni i polski SN najwyraźniej kierowali się tutaj takimi względami, jak stabilność systemu bankowego, która zostałaby zachwiana po ustaleniu bezprawności działania banków z powodu niewywiązania się z przedkontraktowego obowiązku informacyjnego, za czym poszłaby konieczność przewalutowania kredytów po kursie z dnia udzielenia kredytu.

 

 

Trybunał jest nieprzemakalny na tego typu zabiegi interpretacyjne i bierze pod uwagę ratio legis przepisów dyrektywy o klauzulach abuzywnych, co polegać ma na ochronie konsumenta, w tym przypadku kredytobiorcy, jako strony słabszej, któremu bank zaoferował wielce ryzykowny produkt w postaci kredytu walutowego. W opinii rzecznika w sprawie Andriciuc czytamy, że wymóg, zgodnie z którym klauzule umowne muszą być wyrażone prostym i zrozumiałym językiem, nie może nakazywać bankowi, aby przewidział późniejsze nieprzewidywalne zmiany – to po pierwsze; a po drugie, obciążenie ryzykiem kursowym konsumenta samo w sobie nie powoduje znaczącej nierównowagi stron umowy o kredyt, ponieważ bank nie ma wpływu na kurs wymiany waluty. Trybunał odrzucił takie rozumowanie. Wyraźnie to widać przy porównaniu pkt 2 wniosków opinii rzecznika z pkt 50 wyroku. Otóż rzecznik twierdzi, że przedkontraktowy obowiązek informacyjny nie może sięgać tak daleko, by nakazywać bankowi, aby podawał kredytobiorcy, cytuję: "przyszłe wahania kursów wymiany". Natomiast Trybunał rozstrzygnął, iż bank, tu znowu cytat: "musi przedstawić ewentualne wahania kursów wymiany" i ryzyko wiążące się z zaciągnięciem kredytu w walucie obcej, zwłaszcza w przypadku, gdy konsument będący kredytobiorcą nie uzyskuje dochodów w tej walucie. Mamy tu więc czołowe zderzenie poglądów rzecznika i rozstrzygnięcia wydanego przez TSUE.

Jak omawiane rozstrzygnięcie ma się do wyroków TSUE odnoszących się do sporów między bankami a kredytobiorcami, które komentował Pan w programie LEX Prawo Europejskie?

Trybunał po raz pierwszy szczegółowo dotyka kwestii szacowania wahań kursu walutowego przez samego kredytobiorcę jako nie-profesjonalistę. Na ten problem zwracało uwagę wcześniej piśmiennictwo polskie w komentarzach do orzecznictwa luksemburskiego odnoszącego się do kredytów walutowych – począwszy od mojej glosy do wyroku w sprawie Kásler. Jak wtedy pisałem, z natury ryzyka walutowego wynika, że odpada populistyczne twierdzenie, iż każdy kredytobiorca sam z siebie wiedział, na co decyduje się, wybierając kredyt we frankach szwajcarskich. Na potwierdzenie tej tezy przytoczyłem Zalecenia Europejskiej Rady ds. Ryzyka Systemowego dotyczące kredytów w walutach obcych głoszące, że wyliczenie dokładnej skali ryzyka walutowego i ryzyka stopy procentowej związanego z kredytami walutowymi jest trudne, ponieważ tradycyjne metody obliczania ryzyka nie uwzględniają tego, że bankowe kredyty walutowe dla kredytobiorców nieposiadających dochodów w danej walucie obcej łączą w sobie ryzyko rynkowe i kredytowe w sposób wysoce nieliniowy. Jednocześnie według tych Zaleceń, instytucje finansowe, w tym banki, muszą zapewniać kredytobiorcom informacje wystarczające do podejmowania przez kredytobiorców świadomych i rozważnych decyzji oraz powinny wyjaśniać co najmniej, jak na wysokość raty kredytu wpłynęłyby silna deprecjacja środka płatniczego państwa członkowskiego UE, w którym kredytobiorca ma miejsce zamieszkania lub siedzibę, i wzrost zagranicznej stopy procentowej. Mówimy tutaj konkretnie o pkt A 1 tego dokumentu, który zaleca, aby krajowe organy nadzoru i państwa członkowskie wymagały od banków, cytuję: "odpowiedniego informowania kredytobiorców o ryzyku walutowym", a więc nie tylko o samej możliwości wystąpienia ryzyka. I teraz, w wyroku w sprawie Andriciuc, po raz pierwszy w orzecznictwie luksemburskim zostały wskazane właśnie te Zalecenia.

A co wcześniej mówił w tym zakresie Trybunał?

We wcześniejszym orzecznictwie Trybunał, począwszy od wyroku w sprawie Kásler, mówił jedynie, że przedkontraktowy obowiązek informacyjny zawiera się w pozytywnej odpowiedzi na pytanie, czy w świetle całokształtu istotnych okoliczności faktycznych, w tym form zachęty stosowanych przez kredytodawcę w procesie negocjacji umowy i dostarczonych na tym etapie informacji, właściwie poinformowany oraz dostatecznie uważny i rozsądny przeciętny konsument mógł nie tylko dowiedzieć się o istnieniu różnicy, ogólnie obserwowanej na rynku papierów wartościowych, między kursem sprzedaży a kursem kupna waluty obcej, ale również oszacować – potencjalnie istotne – konsekwencje ekonomiczne, jakie niosło dla niego zastosowanie kursu sprzedaży przy obliczaniu rat kredytu, którymi zostanie ostatecznie obciążony, a w rezultacie także całkowity koszt zaciągniętego przez siebie kredytu. Jeśli bank ma poinformować kredytobiorcę na tyle szczegółowo, aby ten przystępując do umowy mógł oszacować całkowity koszt kredytu, to widać wyraźnie, że obowiązku informacyjnego Trybunał nie sprowadzał do poinformowania jedynie o samej możliwości wystąpienia ryzyka walutowego jako takiego (nawiasem mówiąc, możliwość zmiany kursu wymiany walut jest przecież oczywista dla każdego rozsądnego człowieka). Bank jest zobowiązany podać informacje o ryzyku, czyli o skali ewentualnych wahań kursu walutowego w całym okresie obowiązywania umowy o kredyt, które to wahania rzutują na wspomniany całkowity koszt kredytu. Jeśli zaś bank ma z tym problemy, wówczas nie kto inny, tylko bank powinien ponieść konsekwencje. Dzieje się tak z tej prostej racji, że wzorzec umowy o kredyt walutowy zaproponował bank, a nie konsument (kredytobiorca).

W ten sposób interpretowałem orzecznictwo luksemburskie w moich glosach opublikowanych w programie LEX, odczytując wyrok w sprawie Kásler przy uwzględnieniu wspomnianych Zaleceń Europejskiej Rady ds. Ryzyka Systemowego, o czym też rozmawialiśmy w poprzednich wywiadach (zob. np. "Kredyty we frankach: SN wydaje wyroki sprzeczne z prawem UE"). Zresztą, przedkontraktowy obowiązek poinformowania o skali ewentualnych zmian wpływających na całkowity koszt kredytu w systemie polski nie stanowi jakiegoś novum. Sąd Najwyższy w wyroku z 4 listopada 2011 r., I CSK 46/11, dotyczącym kredytów o zmiennej stopie procentowej, mówi w tym kontekście o "kierunku, skali, proporcji tych zmian".

No właśnie. Apropos kredytów o zmiennej stopie procentowej - czy możemy porównywać albo utożsamiać kredyty walutowe z kredytami o zmiennej stopie procentowej?

Tak czyni TS, np. w innym wyroku w sprawie Bogdan Matei i Ioana Ofelia Matei.

Ale zwróćmy jeszcze raz uwagę na rozstrzygnięcie zawarte we wspomnianym przeze mnie pkt 50 wyroku w sprawie Andriciuc, zgodnie z którym, jak już wcześniej cytowałem "bank musi przedstawić ewentualne wahania kursów wymiany". Dodajmy, że w tym orzeczeniu nie jest uwzględnione ryzyko walutowe związane z tzw. spreadami walutowymi, które dotyka polskich frankowiczów, bo rumuńscy kredytobiorcy byli zobowiązani spłacić raty kredytowe w tej samej walucie, w której zaciągnięte zostały kredyty, tj. we frankach szwajcarskich, czyli rumuńskie banki swoimi wzorcami umów o kredyt walutowy w mniejszym stopniu wikłały kredytobiorców w ryzyko kursowe.

Proszę powiedzieć, jaki wpływ miały dotychczasowe orzeczenia TSUE na sposób orzekania polskich sądów. Czy Pana zdaniem najnowsze orzeczenie TSUE zmieni coś w tym zakresie?

Przede wszystkim pamiętajmy, że wyroki prejudycjalne Trybunału Sprawiedliwości mają charakter erga omnes. Powinny być brane pod uwagę także przez sądy polskie. I nie tylko. Również np. przez prokuraturę działającą na podstawie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa oszustwa, o którym mowa w art. 286 k.k., przez przedstawicieli banku z powodu niewywiązania się przez bank z przedkontraktowego obowiązku informacyjnego. Są to znamiona wyzyskania błędu w sferze zaniechania, polegające na niedopełnieniu obowiązku informowania o stanie rzeczy, czyli na zaniechaniu przez bank przedkontraktowego obowiązku poinformowania o skali ryzyka walutowego, a, z drugiej strony patrząc, jest to obowiązek prawny działania sprowadzający się do powinności wyprowadzenia osoby rozporządzającej mieniem z błędu.

______________________________________________________________________________

Zob. również inne rozmowy dotyczące tej tematyki:

Frankowicze bez szans na sukces przed polskimi sądami. Jedyna ich nadzieja w ustawie>>>

Kredyty we frankach: prawo UE stoi po stronie kredytobiorców>>>

Kredyty we frankach: SN wydaje wyroki sprzeczne z prawem UE>>>

______________________________________________________________________________

A wracając do sądów, z korzystaniem z orzecznictwa luksemburskiego w wyrokach odnoszących się do frankowiczów jest źle.

To znaczy?

Prawdę mówiąc, na palcach jednej ręki można policzyć wyroki sądów powszechnych, w których wskazano wyrok w sprawie Kásler, a Sąd Najwyższy tylko raz skorzystał z tego orzeczenia, i to do tego w wyroku dotyczącym nie kredytów walutowych, tylko ubezpieczenia szpitalnego (tak przynajmniej wynika z mojego wyszukiwania w programie LEX). Natomiast po naszej pierwszej rozmowie z początku 2016 r. (zob. "Frankowicze bez szans na sukces przed polskimi sądami. Jedyna ich nadzieja w ustawie"), lawinowo zaczęło przybywać tzw. stanowisk Prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów zawierających istotny pogląd dla sprawy, w których wskazano właśnie wyrok w sprawie Kásler. Gdyby nasze sądy, w ślad za Prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji, stosowały prawo unijne z uwzględnieniem wykładni zawartej w orzecznictwie luksemburskim, do czego Polska zobowiązała się przystępując do Unii Europejskiej, to o problemach frankowiczów pewnie już dawno zapomnielibyśmy.

Czy uważa Pan, że wkrótce powinniśmy się spodziewać polskiego wniosku prejudycjalnego dotyczącego kredytów denominowanych?

Moim zdaniem jest on zbędny. Teraz – po wyroku z 20 września – wszystko jest klarowne.

Przejdźmy w takim razie od rozważań prawniczych do przyziemnej rzeczywistości. Jaką konkretną praktyczną korzyść przynosi ów wyrok przeciętnemu frankowiczowi - zarówno temu, który spłaca kredyt, ponosząc wysokie koszty wzrostu kursu waluty jak i takiemu, który stoi przed problemem braku możliwości dalszej jego spłaty?

Odpowiem przy pomocy sformułowania zawartego w omawianym wyroku Trybunału z 20 września. Otóż frankowiczom polskim przysługuje co najmniej powództwo, z którym występowali frankowicze rumuńscy, tj. o stwierdzenie nieważności umownych klauzul przeliczeniowych i ustalenie przez bank nowego harmonogramu spłat, przewidującego przewalutowanie kredytów na PLN według kursu wymiany obowiązującego w momencie zawarcia spornych umów kredytu.

Jednak z wyroku w sprawie Kásler wynika, że skoro w systemie polskim sąd nie jest uprawniony do zamiany jednego warunku umowy innym, to w grę wchodzi nieważność bezwzględna oznaczająca nieważność całej umowy. Umowę traktujemy zatem tak, jakby nigdy nie została zawarta, bez względu na to, czy kredyt został już spłacony w całości, czy jeszcze nie. W obu sytuacjach, czyli zarówno wtedy, gdy kredyt został spłacony w całości lub jeszcze go nie spłacono, kredytobiorca oddaje na żądanie banku całą kwotę otrzymanego kredytu. Należy tu pamiętać o tym, że to roszczenie prawnomaterialne banku jako profesjonalisty, czyli roszczenie związane z prowadzeniem działalności gospodarczej, przedawnia się po trzech latach, a więc jeśli minęło trzy lata, wówczas bankowi nie oddajemy nic. Z drugiej strony, bank oddaje to, co otrzymał od kredytobiorcy – tutaj kredytobiorca jest w lepszej sytuacji, bo jego roszczenia przedawnia się dopiero po 10 latach.

Dziękuję za rozmowę. 

_____________________ 

* Linki w tekście artykułu mogą odsyłać bezpośrednio do odpowiednich dokumentów w programie LEX. Aby móc przeglądać te dokumenty, konieczne jest zalogowanie się do programu.